O tradycjach łowiectwa polskiego
Dla potrzeb witryny na podstawie literatury łowieckiej zebrał i opracował Leszek Parus
„Żywot łowiecki ma w sobie to niezrównanie
rozkoszne, że jest cały stopniowym wcieleniem
w życie i ziszczeniem się najczarowniejszych snów.
Jawa zaś od tych snów bywa najczęściej stokroć
jeszcze piękniejsza.”
Julian Ejsmond
Zbieractwo i łowiectwo, a raczej jego wcześniejsza forma – polowanie było jednym z najstarszych zajęć człowieka. Było głównym dostarczycielem pożywienia oraz skór na ubrania. Z czasem efekty polowań wykorzystywano do wyrobu przedmiotów użytkowych oraz ozdób. Zatem jest tak stare jak historia człowieka. Na ziemiach polskich ślady polowań pochodzą z okresu górnego paleolitu. Z biegiem historii biegnie też rozwój sposobów i metod polowania, uzależniony zazwyczaj od rozwoju przedmiotów do jego wykonywania. Pierwsze dziesięć wieków naszej ery to okres, gdzie nadal w ramach wspólnoty wszyscy mogą polować. Wraz z ustaleniem się ustroju feudalnego, zaczynają się pojawiać pierwsze ograniczenia w polowaniach. Polowanie staje się domeną książąt i królów. Powstają instytucje łowczego, podziały na zwierzynę grubą i drobną, różne rodzaje polowań. Tworzy się równocześnie tradycja, która świadczy o naszych korzeniach, o naszym szacunku dla przodków i ich dokonań. Jest ona skarbnicą wiedzy historycznej oraz świadectwem naszej wrażliwości na kulturę. „Zbiór zasad etyki, tradycji i zwyczajów łowieckich.” precyzuje co w naszym polskim łowiectwie było zachowywane i pielęgnowane od lat. Warto przytoczyć wstęp do tego zbioru: Łowiectwo jest szczególną dziedziną życia społecznego – łączy w sobie harmonijnie ochronę przyrody ojczystej i wykonywanie polowania, walor kulturalno-obyczajowy i rekreacyjny, wartości wychowawcze i gospodarcze. Zadania te realizują myśliwi zrzeszeni w Polskim Związku Łowieckim, zgodnie z obowiązującymi przepisami prawnymi, statutowymi i regulaminowymi oraz w oparciu o tradycję, zwyczaje i etykę łowiecką. Przekazywane z pokolenia na pokolenie zwyczaje oraz utarte na przestrzeni wieków tradycje, stanowią wartości, które nasi przodkowie potrafili uchronić dla państwa i społeczeństwa. Stanowią one dziś dobro kultury narodowej.
Język łowiecki
Jak w każdym zawodzie, każdej profesji, każdej dziedzinie życia występują charakterystyczne słowa, zwroty i wyrażenia z nimi ściśle powiązane i im tylko przynależne. Im dziedzina jest starsza i bogatsza w tradycje, tym język jest żywszy, pełniejszy i ciągle wzbogacany rozwojem jej praktyki i wiedzy.
Polski język łowiecki sięga czasów jego powstania i dynamicznie rozwija się na przestrzeni setek lat. Wynika on ze zwyczajów i obrzędów łowieckich. Słownictwo łowieckie jest bardzo stare. Większość używanych dziś wyrazów pochodzi z doby staropolskiej, a nawet z okresu wspólnoty słowiańskiej. Jest zatem świadectwem życia pojęciowo-językowego naszych przodków, dowodem ich kultury utrwalonej w słowie mówionym. Także bogata literatura łowiecka posiada wiele dzieł odgrywających poważne pozycje w kulturze narodowej. Pierwszym, pomnikowym dziełem jest „Myślistwo ptasze” Mateusza Cygańskiego wydane w roku 1584 w Krakowie. Kolejne, pisane pięknym językiem łowieckim to „Myśliwiec” Tomasza Bielawskiego wydany w Krakowie w 1595 roku, a także wydane w Krakowie w 1618 roku „Myślistwo z ogary” Jana Ostroroga i wiele, wiele innych. Nie będziemy ich omawiać. Jedno jest wszakże pewne, że język łowiecki był zawsze – i jest nim dziś – językiem żywym. Wynika to z oczywistego faktu, że jest praktycznie stosowany przez środowisko, w którym praktyka i wiedza podlega stałemu rozwojowi. Powstają nowe określenia, życie eliminuje już nieaktualne pojęcia. Polscy myśliwi zawsze z pietyzmem kultywowali język łowiecki, język swych ojców. O obowiązku jego używania przez myśliwych przypominali w swych dziełach Sebastian Klonowic, Benedykt Chmielowski, Wiktor Kozłowski, Artur Śliwiński czy Stanisław Hoppe.
By zobrazować jego specyfikę i odrębność zobaczmy jak o języku łowieckim pisał pod koniec XVI wieku Sebastian Klonowic:
„Już gębę trąbą zwać u chartów musi,
Kto myśliwskiej polewki zakusi
Zająca kotką, ucho już nie uchem,
Musi zwać słuchem
Tłustego skromnym, prędkiego ciekawym
Musi zwać, kto chce być myśliwym prawym.”
Jak z powyższego przykładu widać, język ten, dla nie znających go, jest archaicznym dziwolągiem. Dziwolągiem czasem wywołującym uśmiech. Warto zatem pośmiać się także ze słów Kornela Makuszyńskiego, który w swym utworze „Ze środy na piątek” tak pisał:
„…Spojrzyj pan, jaki talerz ma ta pani.
Jeden zając wie, o czym taki myśli…”
Lub też:
„… myśliwi tak się zrośli z puszczą i z dzikim zwierzem, że używają
nawet mowy innej niż ludzie nie mający na rękach krwi. Powiada taki:
Nie mogę dziś przyjść do klubu, bo moja żona bardzo kniazi…”
My, brać myśliwska uznajemy język łowiecki jako nas obowiązujący nie tylko podczas zdawania egzaminów łowieckich, ale także w codziennym życiu myśliwych.
Dawniej za nieprzestrzeganie terminologii łowieckiej „profana”, którym zazwyczaj jest mało doświadczony myśliwy popularnie zwany „frycem” zmuszano do wdrapania się na drzewo, które ścinano wraz z delikwentem. Pisze o tym w XVI w. Sebastian Klonowic w swym poemacie „Flis”:
„… Tak u myśliwców, gdy kto kształtem innym
Mówi polując, musi wnet być winnym
I musi z drzewem, prawie osadzony
Być podrąbiony …”
Ten obyczaj nie przetrwał do naszych czasów zapewne tylko dlatego, że groził zbyt wielkim ubytkiem w drzewostanie. Inną karą stosowaną za nieprzestrzeganie języka łowieckiego było ułożenie delikwenta na ubitym grubym zwierzu i wymierzenie mu trzech płazów kordelasem . Podczas tego obrzędu stojący wokół myśliwi dobywali kordelasów na znak obrony zwyczajów myśliwskich, praw i języka.
Sygnały łowieckie
„Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty
Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty
Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął,
Wzdął policzki jak banie, w oczach krwią zabłysnął,
Zesunął wpół powieki, wciągnął w głąb pół brzucha,
I do płuc wysłał z niego cały zapas ducha.
I zagrał…”
Adam Mickiewicz
Przytoczony we fragmencie Koncert Wojskiego nie ma chyba sobie równie pięknego opisu w całej literaturze myśliwskiej. I choć nie znajdzie się teraz takiego drugiego Wojskiego, to dźwięki rogu myśliwskiego dolatują czasem z naszych łowisk. Widzimy wtedy, oczami wyobraźni, polowania w borach opisywanych przez Mickiewicza. My, myśliwi przywołujemy wówczas i przeżywamy chwile spędzone na łowach.
Przodkowie nasi, polując w niedostępnych kniejach, zwiększali swe szanse zdobycia zwierzyny polując zbiorowo. Wyłonił się problem porozumiewania się między łowcami. Potrzeba, matka wynalazków, podsunęła myśl o użyciu na polowaniach piszczałek wykonanych z kości zwierzęcych. Z czasem piszczałki zastępowano rogami zwierzęcymi, później metalowymi rogami myśliwskimi różnej wielkości i kształtu.
Współcześnie, najczęściej gra się na tzw. kniejówkach – metalowych sygnałówkach o trzech skrętach. Różnorodność, ilość i jakość sygnałów myśliwskich, mających charakter krótkich melodii zmieniała się na przestrzeni wieków. Wynikała ona także z umiejętności wykonania doskonalszych instrumentów. Sygnały te miały początkowo w głównej mierze usprawnić organizację polowania. Stąd: „Pobudka”, „Zbiórka myśliwych”, „Wsiadany”, „Naganka stój”, itd. Za ich pomocą przeprowadzano polowania, sygnalizując otropienie i ubicie zwierzyny. Wzywano też pomocy w razie grożącego myśliwemu niebezpieczeństwa. Dzięki swej donośności sygnał mógł być słyszany w osadzie. Dawny myśliwy musiał rozróżnić ponad trzydzieści melodii ułatwiających polowanie. Dziś nie ma takiej potrzeby. Nie ma tak wielkich polowań, a i knieja nie taka znów wielka. Pozostały w użyciu sygnały wzbogacające obrzędy związane z łowami: „Apel na łowy”, „Powitanie”, „Pasowanie myśliwskie”, „Koniec polowania”, to sygnały najczęściej dziś używane.
Odrębną grupę stanowią sygnały dla uczczenia ułożonej na pokocie zwierzyny – „Dzik na rozkładzie”, „Lis na rozkładzie”, „Zając na rozkładzie”, czy też „Pióro na rozkładzie” – to wyraz szacunku myśliwych dla upolowanej zwierzyny.
Sygnałówka myśliwska towarzyszy nam na każdym prawie polowaniu zbiorowym oraz wszystkich uroczystościach koła, obwieszczając sygnałami kolejne zdarzenia myśliwskiej przygody. Gdy początkujący myśliwy strzeli po raz pierwszy grubego zwierza , wówczas sygnalista gra na rogu „Pasowanie myśliwskie” a łowczy dokonuje ceremoniału pasowania. Na zakończenie polowania, gdy dogasa ognisko, sygnałem „Darz Bór” żegnamy kolejny dzień łowów. Biorący udział w polowaniu, z odkrytymi głowami, w skupieniu słuchają zapowiedzi kontynuacji myśliwskiej pasji. Pasji z pięknymi zwyczajami i tradycjami łowieckimi, których podtrzymywanie i przestrzeganie jest dowodem kultury polskiego łowiectwa.
Wybrane sygnały:
Ślubowanie
Bardzo starym zwyczajem jest ceremoniał związany z przyjęciem do grona myśliwych. Po odbyciu rocznego stażu kandydackiego, mając za sobą kłopoty związane ze zdaniem egzaminów i uzyskaniem wymaganych prawem pozwoleń, adept sztuki łowieckiej na swym pierwszym polowaniu zbiorowym zostaje wywołany z szeregu myśliwych przygotowanych do odprawy. Klęcząc na lewym kolanie z odkrytą głową, trzymając broń w lewym ręku, powtarza za przewodniczącym zarządu koła i nestorem łowiectwa tekst ślubowania:
Przystępując do grona polskich myśliwych
ślubuję uroczyście
przestrzegać sumiennie praw łowieckich,
postępować zgodnie z zasadami etyki łowieckiej,
zachować tradycje polskiego łowiectwa,
chronić przyrodę ojczystą,
dbać o dobre imię łowiectwa i godność polskiego myśliwego.
Za adeptem stoi opiekun z okresu stażu kandydackiego trzymając dłoń na jego ramieniu. Po wypowiedzeniu tekstu ślubowania przyjmujący je wygłasza formułę: „Na chwałę polskiego łowiectwa bądź prawym myśliwym, niech Ci bór darzy”, a sygnalista gra sygnał „Darz Bór”. Ślubujący dziękuje opiekunowi za trud poniesiony w okresie stażu i przyjmuje gratulacje od wszystkich kolegów będących na zbiórce.
Chrzest myśliwski
Zdarzy się, że podczas polowania uda się strzelić młodzikowi pierwszą w życiu zwierzynę. Na ogół jest to lis lub zając. Wówczas po odegraniu sygnału, szczęśliwiec poddawany jest ceremonii chrztu myśliwskiego. Młodzikowi klęczącemu na lewym kolanie towarzyszy senior, który złamawszy gałązkę odłamuje „złom”, część jego wkłada zwierzynie do gęby jako tzw. ostatni kęs, resztę składa na ranie postrzałowej, po czym odłamując kawałek pomalowanej farbą gałązki, znaczy nią czoło młodego myśliwego i zatyka za wstążkę kapelusza ze słowami „Darz Bór”. Dobry obyczaj zakazuje ścierania farby do końca polowania. Zwyczaj ten przestrzegany jest, kultywowany i powtarzany przy strzeleniu po raz pierwszy sztuki danego gatunku. W związku z tym bywa, że poddawani są tej ceremonii nawet „wiekowi” myśliwi, którym po latach za sprawą św. Huberta udało się strzelić pierwszego w życiu bażanta, kunę czy innego zwierza.
Pasowanie na rycerza św. Huberta
Strzelenie przez myśliwego pierwszego w życiu grubego zwierza pozostawia w jego sercu trwały ślad. Potęguje go ceremoniał o wyraźnie rycerskim rodowodzie. Szczęśliwiec klęka na lewe kolano po grzbietowej stronie upolowanego zwierza, prawą rękę opiera na swej zdobyczy w lewej zaś trzyma broń. Łowczy lub najstarszy stażem myśliwy przypomina młodemu adeptowi łowiectwa o obowiązkach prawego myśliwego, poszanowaniu etyki i kultywowaniu tradycji. Umaczanym w farbie ubitego zwierza kordelasie znaczy krzyż na jego czole. Celebrujący wypowiada słowa:
Pasuję Cię na rycerza świętego Huberta,
bądź prawym, mężnym i uczciwym myśliwym.
Odegranie przez sygnalistę hejnału „Pasowanie” wieńczy ceremonię.
Złom *, ostatni kęs i pieczęć
*(Złom – złomek choiny, świerka lub sosny. Od słowa złamać.)
Terminy łowieckie: złom, ostatni kęs i pieczęć, tworzą jeden myśliwski obrzęd nazywany złomem. Pięknie ujął to Stanisław Zarzycki:
„Największy honor i uznanie
Złomek choiny – order kniei”.
Są zwyczaje łowieckie wywodzące się z odległych czasów, które zachowały się do dzisiejszych dni w zmienionej formie. Ulegają one przemianom z duchem kolejnych epok. Jednak idea i sens tych zwyczajów pozostaje taka sama. Podobnie z tradycją złomu. Wyróżnia się nim szczęśliwego łowcę, który upolował grubego zwierza. W niektórych kołach funkcjonuje obyczaj wręczania złomu także myśliwemu, który zdobył rzadki na danym terenie okaz zwierzyny drobnej czy małego drapieżnika. Tuż po podniesieniu sztuki zwierzyny grubej łowczy lub towarzysz łowów wręcza odłamaną (nie odciętą), umaczaną w farbie ubitego zwierza gałązkę świerka, dębu lub sosny rosnącej najbliżej miejsca, w którym padła zwierzyna. Część odłamanej gałązki, myśliwy, który przeprowadza obrzęd wkłada do pyska zwierzęcia jako tzw. „ostatni kęs”- rodzaj uhonorowania zwierza, „wyposażenia go” na ostatnią drogę w zaświaty. Drugi fragment odłamanej gałązki kładzie na ranie wlotowej tuszy. Ta część gałązki to pieczęć – symbol żalu strzelca za zadanie zwierzynie bólu, rodzaj „balsamu na ranę”. Zasadą jest, by wierzchołek gałązki pełniący rolę pieczęci skierowany był u samców w stronę oręża zaś u samic w stronę narządów rodnych. Kolejną, ostatnią część zaś umoczywszy w farbie tego zwierza, na kordelasie lub kapeluszu podaje szczęśliwemu myśliwemu ze słowami „Darz bór.” Ten zatyka ją za wstążkę kapelusza i nosi do końca polowania. Tradycja złomu, pieczęci i „ostatniego kęsa” jest także dowodem szacunku dla pokonanej zwierzyny. Warto przy tym zwrócić uwagę, że sposób wręczania złomu na kordelasie lub kapeluszu, z odkrytą głową i w przyklęku wyraża najwyższy, przysługujący tylko królom szacunek. Początkowo złom podawano tylko myśliwemu, który upolował silnego jelenia – byka. Z biegiem lat, gdy upolowanie takiego byka stało się rzadkością, złom zaczęto przyznawać za strzelenie zwierzyny grubej. Tradycja ta wywodzi się ze starożytnego obyczaju wieńczenia skroni wieńcem – symbolem zwycięstwa.
Jak dużym wyróżnieniem dla myśliwego jest złom, najlepiej świadczy fakt, że za zasługi łowieckie najwyższe odznaczenie ustanowione już w 1929 roku także nazwano „Złomem”.
W tym miejscu rodzi się pytanie. Czy każdemu myśliwemu, który strzelił grubego zwierza, przysługuje złom? Oczywiście nie. Złom, nazywany często orderem kniei, należy się jedynie myśliwemu, który strzelił zwierza w całkowitej zgodzie z wymogami etyki łowieckiej i przepisami. Jeśli zwierz został pozyskany z naruszeniem etyki lub przepisów – myśliwy złomu jest pozbawiony i powinien to traktować jako srogą karę honorową. Jednak nawet wtedy należy uhonorować zwierzynę ostatnim kęsem i pieczęcią. Wszak zwierzyna jest przecież zawsze niewinna. Miłym zwyczajem jest, by myśliwy odłamał kawałek swego złomu i wręczył go naganiaczowi, który wypchnął zwierza na jego stanowisko. Część złomu można też podarować przewodnikowi psa, jeśli ten był używany do poszukiwania postrzałka. Przewodnik, jeśli wysoko ceni pracę swego czworonoga, odłamuje z kolei ze swej części jeszcze mniejszy kawałek i zatyka za psią obrożę.
Złom trafił także do myśliwskiej obrzędowości pogrzebowej. Gałązkę złomu rzuca się do grobu za myśliwym, który udaje się właśnie do Krainy Wiecznych Łowów.
Odwrotnym obyczajem do złomu było kiedyś pomazanie pudlarza. Myśliwemu, który nie trafił do zwierzyny, mazano twarz czarnym prochem roztartym w wódce. Dziś obyczaj ten przetrwał mocno zmodyfikowany. Niefortunnemu strzelcowi koledzy biorący udział w polowaniu zbiorowym wymierzają kopniaki w tę część ciała, gdzie kończą się plecy a zaczynają nogi. Zapewniam, że nie zawsze obyczaj ten jest przyjemny dla delikwenta
Pokot i król polowania
Jednym ze zwyczajów w relacji myśliwy – zwierzyna jest zwyczaj pokotu. Trudno wyobrazić sobie koło łowieckie, które ignoruje ten wymowny, symboliczny zwyczaj. Po uprzednim ceremoniale „ostatniego kęsa”, na zakończenie polowania układa się ubitą zwierzynę na prawym jej boku, według ustalonej hierarchii. W pierwszej kolejności -–wielkie drapieżniki (rysie i wilki), za nimi zwierzyna gruba (łosie, jelenie, daniele, dziki i sarny), dalej drapieżniki futerkowe (lisy, kuny), za nimi zające i króliki a na końcu „pióro” (bażanty, kuropatwy i inne ptactwo łowne). Co dziesiątą sztukę zwierzyny drobnej wysuwa się do przodu. W języku myśliwskim mówi się, że na pokocie leżą kolejno: sierść, chyb, turzyca i pióro. Myśliwi ustawiają się u czoła ułożonego rozkładu, zaś pomocnicy polowania (naganka) po stronie przeciwnej. Przed naganką stają sygnaliści. Prowadzący polowanie ogłasza jego wyniki, dziękuje myśliwym i pomocnikom, po czym ogłasza „królem polowania” myśliwego, któremu przypadł w udziale największy zwierz, lub największa ich ilość. Sygnaliści grają na cześć króla, po czym następuje otrąbienie rozkładu. Sygnały na cześć każdego gatunku zwierzyny pozostającego na rozkładzie grane są oddzielnie. Są one wyrazem szacunku dla upolowanej zwierzyny. Zgodnie z tradycją, w czasie otrąbienia pokotu, myśliwi i ich pomocnicy stoją z odkrytymi głowami. Tradycja ustanowienia króla polowania wywodzi się z pierwszych zwyczajów, gdzie łowca, który pierwszy trafił zwierza dostępował zaszczytu dzielenia jego tuszy. Jemu przypadało także prawo obdarowywania współplemieńców podzieloną tuszą. Był zatem wybrańcem losu, był hojnym, któremu bór zdarzył. Był tym hojnym władcą, który w imieniu lasu mógł obdarować swych współplemieńców. Współcześnie wręcza się królowi polowania stosowny upominek. Przypięty znaczek lub wręczona plakietka stanowią pamiątkę z polowania. Czasami żartobliwie przyznaje się tytuł „króla pudlarzy”. Tytuł ten też przecież zależy od chojności kniei. Trudno bowiem pudłować, gdy na myśliwego nie wychodzi żadna zwierzyna. Góralscy myśliwi mają na taką okoliczność wspaniałe porzekadło: „byłem godzien widzieć zwierza.” Hejnałami „Koniec polowania” i „Darz Bór” kończy się przy ognisku kolejna myśliwska przygoda. Przy ognisku z tradycyjnym bigosem, o którym pięknie w „Panu Tadeuszu” wspomina Adam Mickiewicz.
Patron myśliwych
Postać z przełomu I i II wieku n.e. – święty Eustachy, bardzo popularny w kręgach kultury greckiej i chrześcijaństwa wschodniego zostaje pierwszym patronem myśliwych. I choć nie ma żadnych wiarygodnych źródeł historycznych o jego istnieniu, to postać ta pojawia się w licznych legendach greckich, syryjskich, ormiańskich i łacińskich. Postać ta jest bardzo popularna w Europie średniowiecznej. Opowiada ona jak pierwszy naczelnik wojskowy cesarza Trajana – Placydus, w czasie polowania ujrzał jelenia, w którego wieńcu jaśniał krzyż. Jeleń zapytał, dlaczego Placyd na niego poluje. Nakazał mu jednocześnie ochrzcić się. Ten, uczyniwszy to, przyjął imię Eustachy. Wkrótce popadł w niełaskę, został pozbawiony funkcji i majątku, ponosząc wraz z rodziną męczeńską śmierć za odmowę złożenia ofiary bożkom. W VIII wieku przez kościół katolicki ogłoszony świętym, był czczony w Europie jako patron służby leśnej i myśliwych. Święty Eustachy miejsce patrona myśliwych ustąpił świętemu Hubertowi, którego dzień obchodzimy 3 listopada.
Św. Hubert urodził się w 655 roku w Gaskonii, w znakomitej rodzinie. Początkowo był rycerzem w służbie Pepina z Heristal. Miał żonę i przynajmniej jednego syna. Treścią jego życia było uprawianie polowania. Legenda głosi, że w lasach Gór Ardeńskich, nie bacząc na nic, w Wielki Piątek miast udać się z towarzyszami łowów do świątyni, jedzie do kniei. Spotyka tam najdorodniejszego w swym życiu jelenia. Myśliwska pasja nie pozwala na rezygnację z takiej okazji. Rozpoczyna się polowania. Zwierz pozwala mu gonić się, nie stosując żadnych zmian kierunku czy innych sztuczek. Po kilku godzinach pogoni, nie okazuje żadnego zmęczenia. Porusza się z pewnością, zwalnia, jakby wiedział, że mu nic nie grozi ze strony Huberta. Nagle staje, odwraca się w kierunku goniących. Psy i konie zatrzymują się. Następuje idealna cisza. Między tykami wieńca jelenia Hubert widzi rozświetlony krzyż, a na nim rozpiętego Chrystusa. Na ten widok Hubert zsiada z konia, przyklęka i słyszy głos: „Hubercie, jak długo jeszcze będziesz ścigał leśnego zwierza. Jak długo twa pasja łowiecka każe ci zapominać o sprawach zbawienia. Jeśli się nie nawrócisz zostaniesz wtrącony do piekieł.” Co mam zatem począć? – pyta Hubert. „Jedź do biskupa Lamberta, on ci powie co masz robić.” Od tego momentu pozostaje w służbie biskupa zostając kapłanem. Prawdopodobnie nie rezygnuje z polowań w myśl zasady: „kto raz zapolował, polować będzie stale.” Rezygnuje jedynie z polowań na jelenie. W 704 roku Hubert odziedziczył po swym nauczycielu – biskupie Lambercie diecezję w belgijskim Maastricht. Zmarł w Liege w 727 roku i w tamtejszej katedrze został pochowany. Gdy po kilkunastu latach odkryto jego grób, znaleziono ciało nietknięte rozkładem. Z grobu wydobywała się przyjemna woń. Po kanonizacji 3 listopada 743 r. złożono jego relikwie w kościele św. Piotra i Pawła w Andage, której to miejscowości zmieniono nazwę na Saint Hubert. Doczesne szczątki złożono pod głównym ołtarzem Bazyliki Świętego Huberta. Dziś wizerunek jelenia z krzyżem między tykami poroża jest się emblematem Polskiego Związku Łowieckiego.
Dzień patrona myśliwych – 3 listopada jest obowiązkowo czczony w kościele katolickim w Belgii oraz uroczyście obchodzony we wszystkich kołach łowieckich. Organizuje się spotkania koleżeńsko-łowieckie i uroczyste polowania hubertowskie zwane Hubertowinami.
Hubertowiny, polowania wigilijne i polowanie noworoczne
Z treści pozostawionych nam pamiętników i obrazów wynika, że obrzędy tego kultu były niezwykle uroczyste. Każdy myśliwy uważał za swój obowiązek uczestnictwa w tych uroczystościach. Rozpoczynały się one zawsze mszą świętą, w której myśliwi uczestniczyli w pełnym rynsztunku, często w towarzystwie psów. Bezpośrednio po mszy udawali się na polowanie, zazwyczaj pierwsze jesienne polowanie zbiorowe w sezonie. Odbywa się ono w dniu patrona lub w najbliższym wolnym od pracy dniu. Na polowanie to zapraszamy gości z zaprzyjaźnionych kół oraz nie myśliwych. Nasze żony oraz mieszkający na terenach obwodów dzierżawionych przez koło rolnicy, to honorowi goście polowania. Polowanie ma zazwyczaj skrócony przebieg, natomiast pozostały czas po nim, wykorzystujemy na zorganizowanie biesiady przy ognisku. Przy takim ognisku można sobie pofantazjować. W tym dniu w opowieściach swych nie różnimy się od wędkarzy. Każdy z nas opowiada o swych fantastycznych spotkaniach z wielkim zwierzem, jak to przechytrzył cwanego lisa lub strzelił dubleta kaczek, zajęcy czy dzików.
Mocno zakorzenioną tradycją są polowania wigilijne. Mimo licznych sprzeciwów domowników, myśliwi starają się wyrwać do lasu, by choćby przez parę godzin polować. Tradycja ta najsilniej zakorzeniona wśród pogańskich Słowian, w dniu zimowego przesilenia nocy zawierała w sobie rytualne pierwsze łowy na grubego zwierza – tura. Dziś turoń w szopce bożonarodzeniowej przypomina myśliwym, że pora ruszyć na łowy. W dniu tym jednak nie urządza się polowań hucznych i wielkich, nie sprasza się gości, lecz w gronie najbliższych spędza się dzień i łamie opłatkiem w lesie lub polu. Onegdaj w ten dzień zawsze polowali nasi przodkowie. A dziś..? Czy polowanie wigilijne nie jest zanikającą tradycją?
Stosunkowo nowym obyczajem jest polowanie noworoczne, którego rodowód sięga przełomu XIX i XX wieku. W niektórych kołach w drugiej połowie XX wieku zastępowało polowanie wigilijne. Jego urok polega głównie na tym, że organizuje się je w tym szczególnym dniu roku. Tradycja tego polowania nie bardzo chce się przyjąć z uwagi … No właśnie. Przepisy i zdrowy rozsądek nakazują podczas polowania być trzeźwym. Nie zawsze się to udaje po sylwestrowej nocy. Znajdują się jednak amatorzy polowania w tym dniu. Są to zazwyczaj polowania nie trwające długo. Po kilku miotach myśliwi są znów razem i reszta popołudnia to towarzyskie spotkanie. Dla prawdziwego myśliwego trudno o wspanialszy początek roku.
Przesądy i zabobony
„Ciemnota i nieznajomość nauk przyrodniczych
wytworzyły w starych wierzeniach każdego
narodu cały świat zabobonów, guseł
i przesądów.”
Zygmunt Gloger – Encyklopedia staropolska
W literaturze oraz życiu łowieckim często spotykamy się z zabobonami i przesądami. Sporą część stanowią przesądy związane z prognozowaniem efektu łowów lub braku szczęścia na nich. Wróżono z lotu ptaków, kształtu chmur, księżyca a przede wszystkim z napotkanych w drodze na polowanie osób. Zwiastunem niepowodzeń na łowach było spotkanie zakonnicy, księdza czy starej baby. Fakt tego przesądu spotkać możemy w starym przysłowiu. „Nie darmo to starzy myśliwi powiadali. Baba w poprzek drogi to zwierzyna w nogi”. Podobno spotkanie kobiety z pustymi wiadrami zapesza polowanie do dziś. Przeciwnie, spotkanie kominiarza lub kobiety z pełnymi wiadrami, wróżyć może powodzenie na łowach. Jeżeli stara baba przynosiła łowieckie niepowodzenia, to spotkanie młodej kobiety, a ściślej ujrzenie jej kolanka, prognozuje łowy pomyślne. Początkowo ujrzenie, później dotknięcie czy potrzymanie wróżyć ma powodzenie. Dopełnieniem tego przesądu jest stosowana także dziś formuła w formie instrukcji. ”Czym wyżej bierz tym większy zwierz.” Tak to opisuje Kazimierz Nowak w nr 52 „Gazety Robotniczej. Magazyn Tygodniowy” z 1986 r. „… Przed polowaniem na kuropatwy należy potrzymać damską nóżkę w kostce, przed polowaniem na dzikie kaczki – nad kostką, przed polowaniem na zające – tuż pod kolankiem, przed polowaniem na lisy – za kolanko, na sarny i dziki – tuż nad kolankiem, na jelenie nieco wyżej, na łosie wysoko nad kolankiem. Nie mówiąc już o tym, gdzie trzymać przed polowaniem na niedźwiedzie, bom wstydliwy, a i gdzie te niedźwiedzie …” Tu rodzi się pytanie. Za co musieli trzymać nasi praojcowie wybierając się polować na żubry czy tury? Jeśli ten sposób na dobre efekty polowania zawiedzie, to pozostaje myśliwemu świadomość, że zrobił wszystko, co w jego mocy, by sukces sobie zapewnić.
Z góry można przewidzieć wyniki łowów wybierając się na polowanie z psem. Jeżeli nasz czworonożny towarzysz łowów swą fizjologiczną potrzebę załatwia zwrócony pyskiem do myśliwego – niechybnie jego właściciel wróci z polowania z pustymi trokami, bez upolowanej zwierzyny. Jeżeli czynność tę wykona odwrócony tyłem – sukces łowiecki w tym dniu gwarantowany. Aby zapewnić sobie dobre efekty na polowaniu, nosili przy sobie myśliwi różne części ubitej zwierzyny. Chrząstki z serca jelenia w kształcie krzyża, grandle jelenie, traktowano jako swoiste amulety przynoszące szczęście. Do dzisiejszego dnia grandle używane są do wyrobu biżuterii myśliwskiej. Noszenie różnego rodzaju naszyjników, bransolet, i breloków wykonanych z racic łosia, pazurów rysia, miało chronić przed atakami padaczki, utraceniem celności, ostrości bicia broni i innymi przeciwnościami losu. Wiele zabobonów i wierzeń regionalnych spotkać można nie tylko w literaturze łowieckiej. Do naszych czasów przetrwały nieliczne, a i do tych, które sobie opowiadamy, mało kto się otwarcie przyznaje. Szkoda. To także kultura łowiectwa, część jej tradycji.
Przysłowia myśliwskie
Jako odwieczne zajęcie człowieka łowiectwo znalazło swoje odbicie także w przysłowiach. Ponieważ myśliwi nie dzielili roku według kalendarza, a na okresy, w których można polować lub nie, pojawił się u naszych przodków dostosowany do pogańskich rytuałów, obyczajów oraz świąt kościelnych specyficzny „kalendarz” myśliwski oparty na przysłowiach i powiedzeniach łowieckich. Sezon polowań rozpoczynano po żniwach. Stąd:
„Kiedy w kopach stoi zboże, już przepiórki łapać możesz.”
lub inne:
„Na świętego Bartłomieja po raz pierwszy jęknie knieja.”
Leśne łowy rozpoczynano 29 września. Wyznaczał je dzień świętego Michała Anioła:
„Od świętego Michała Anioła trąbka myśliwego do boru woła.”
Koniec okresu polowań wyznaczał koniec zimy. Także ten okres znajdujemy w przysłowiach:
„Na świętego Kazimierza pokój dla łowców i zwierza.”
lub:
„Sieć ostatnią Trzej Królowie rozpinają po dąbrowie.”
Poprzednicy nasi przez całe wieki nie polowali w niedziele i święta. Przypominały także o tym przysłowia:
„Kto w niedzielę poluje, diabłu usługuje.”
lub:
„Czwartek dzień myśliwców, niedziela przeciwnie.”
Wśród przysłów wiele jest takich, które instruują łowcę jak ma postępować. Przecież nie darmo istnieje powiedzenie, że przysłowia są mądrością narodów. Zatem:
„Gdzie łów tam chów”,
przysłowie przypominające o dobrych efektach polowania tylko tam, gdzie prowadzona jest prawidłowa gospodarka hodowlana, lub o pladze wałęsających się psów:
„Gromada psów – śmierć zająca.”
Przysłowia mają także uczyć języka łowieckiego:
„Skromny jak zając w kapuście.”
„Przy domu psy szczekają, w kniei zaś grają.”
Bardzo wiele jest przysłów o myśliwych:
„Łże jak myśliwy.”
„Dobry myśliwy zły rolnik.”
„Kto poluje i rybi tego chleb chybi.”
Są także przysłowia, których źródeł pochodzących z łowiectwa niewielu podejrzewa.
„Wyrwał się jak Filip z konopi.”
Któż wie, że Filipem nazywano zająca, a w konopiach psy traciły węch? Zatem wyrwanie się z nich nie należało do dobrej taktyki i pociągnięcia najmądrzejszego. Od myśliwych pochodzą do dziś używane nie tylko w środowisku polujących: „Złapać zająca”, „Strzelać w kaczy kuper”, „Wywieść kogoś w pole”, „Wystawić kogoś na wabia” czy „Wziąć kogoś na lep.” I na koniec memento dla myśliwych:
„Póty dobrze, póki człek za zwierzem idzie, ale źle kiedy zwierz już człowieka szuka.”
Wielu współczesnych myśliwych przekonało się na własnej skórze idąc nierozważnie po tropie ranionego odyńca.
Trofea łowieckie
Najważniejszym celem polowań pradawnych łowców było zdobycie mięsa dla zaspokojenia podstawowego celu – przeżycia. Z biegiem lat, wraz z rozwojem narzędzi, polowanie stawało się łatwiejsze, a ilość upolowanej zwierzyny większa. Zaczęto wykorzystywać niejadalne części anatomiczne upolowanej zwierzyny. Artykułami pierwszej potrzeby stały się kości, rogi, kły i ścięgna. Wykorzystywano je nie tylko do sporządzania narzędzi do dalszych polowań, ale także innych narzędzi powszechnego użytku. Świadczą o tym naścienne rysunki w jaskiniach oraz wykopaliska. Część z nich po spreparowaniu stanowiła obiekty kultu oraz amulety przeciwdziałające nieszczęściu, czy też przynoszące szczęście. Upolowanie szczególnej sztuki przysparzało myśliwemu szacunek oraz podziw współplemieńców. Na pamiątkę tak udanego polowania, by wzbudzić podziw innych, wieszano na ścianach swoich domostw oraz nad wejściami do nich, pamiątki po upolowanych zwierzętach. Zawieszone poroże, kły, kości, pazury czy pióra nakazywały otaczać szacunkiem ich właściciela. Wykonane i noszone na sobie wisiory, bransolety, kolczyki czy naszyjniki z piór, kłów, skór czy pazurów podkreślały dumę i były wizytówką łowcy. One same mówiły o dzielności ich właściciela. W tym chyba momencie powstaje pojęcie trofeum łowieckiego. Oczywiście pojęcie to na przestrzeni wieków za sprawą zmiany stosunków społeczno-ekonomicznych oraz zmiany formuły i treści polowania ulega modyfikacjom. Trofeum łowieckim staje się ta część upolowanej zwierzyny, która po spreparowaniu, zachowana przez myśliwego stanowi pamiątkę sukcesu łowieckiego. Choć dziś myśliwi nie polują dla samych tylko trofeów, to jednak cenią je sobie wysoko. Są one bowiem świadectwem sprawności strzeleckiej myśliwego oraz sprawności i wiedzy łowieckiej podczas prowadzonej selekcji hodowlanej zwierzyny. Stanowią one wyposażenie oraz dekorację kącików myśliwskich w domach, tworząc często zbiory i piękne kolekcje. Sposób preparowania trofeum, dbałość o nie, świadczą o etyce myśliwego, o jego stosunku do przyrody i zwierza, którego pokonał. Jest także dowodem kultury myśliwego.
Co dzisiaj stanowi trofeum dla myśliwego?
Poroża (rogi samców) łosi, jeleni, danieli i sarn oraz rogi (mają je samce i samice pustorożców) żubrów, muflonów i kozic. Trofeum dzika to oręż (kły górne zwane fajkami i kły dolne zwane szablami). Trofeum stanowią także skóry zwierzyny grubej, a te najcenniejsze to skóry wielkich drapieżników – wilka i rysia. Grandle stanowią także cenne trofeum, zwłaszcza te oprawione w złoto lub srebro. Do ciekawych i cennych pamiątek po polowaniach zaliczyć bezwzględnie trzeba liry cietrzewi i wachlarze głuszców uformowane z piór ogonów tych ptaków. Kolorowe i charakterystyczne pióra kaczorów, słonek czy bażantów, pęczki długich włosów ze skóry dzika czy kozicy przypięte do myśliwskiego kapelusza, świadczą także o sukcesach łowieckich myśliwego. Trofeum może stanowić spreparowany cały ssak lub ptak. Piękne trofeum stanowi spreparowana głowa z szyją przymocowana do tarczy w formie medalionu wiszącego na ścianie.
Rywalizacja w pozyskiwaniu trofeów pociągnęła za sobą konieczność określenia, które z nich są piękniejsze, które posiadają wyższą wartość hodowlaną, które są skutkiem prawidłowo prowadzonej selekcji hodowlanej, które w końcu posiadają większą wartość łowiecką. Przyczyniła się ona do opracowania metod ich wyceny wg wartości punktowej. Tak powstały formuły wyceny trofeów łowieckich. Od wystawy w Berlinie w 1937 roku stosuje się ujednolicone formuły wyceny trofeów. Te najlepsze promuje się medalami, tworząc odpowiednie katalogi trofeów.
Zamiast zakończenia
We wstępie do drugiego wydania swego słownika Stanisław Hoppe tak napisał:
„… moje prace nad zagadnieniami słownictwa łowieckiego nie były dyktowane
jedynie umiłowaniem naszego języka – najmilszego naszego skarbu narodowego,
naszej tradycji i mowy łowieckiej, ale także świadomością, że nie wolno myśliwemu
być jedynie konsumentem łowiectwa… Każdego myśliwego obowiązuje, w miarę sił
i umiejętności, współdziałanie nad dalszym rozwojem polskiego łowiectwa i nad
pomnażaniem wiedzy łowieckiej.”